sobota, 4 lutego 2017

Historia sułtanki Kiry - cz.I



Me imię brzmi Cerise . 
Jestem najmłodszą córką 
mego ojca Wilhelma IV 
i jego oczkiem w głowie.
Całe moje życie się zmieniło,
gdy skończyłam szesnaście lat.
 Lecz by wszystko zrozumieć 
trzeba wrócić do mej przyszłości.
Tam wszystko jest powiedziane 
a było to tak...


                                                  

                                                      ***



W miejscu którym mieszkałam panowało wielkie zamieszanie. Zawsze tak jest gdy zbliżają się urodziny członka Bawarskiej rodziny książęcej. Mój ojciec jest jednym władcą naszego wspaniałego kraju od czasu gdy zmarł bezpotomnie wuj Ludwik X z którym mój ojciec musiał dzielić się władzą by nie dopuścić do podziału księstwa na mniejsze prowincje. Obecnie nasze księstwo Bawarskie jest najsilniejszym księstwem w rozbitych Niemcach. Mam dwóch starszych od siebie braci: 20-letniego Albrechta i 19-letniego Wilhelma. Jednak nie miałam wcale ochoty na zabawę. Dzień urodzin wcale nie kojarzy mi się z wesołymi nowinami. Ponad sześć lat temu dokładnie w taki sam dzień jak dziś byliśmy na polowaniu. Wówczas jeden w myśliwych postrzelił moją matkę - szlachciankę z Francji Jacqueline de Foix. Za ten czyn stracił życie jednak to nie przywróci mojej matki do życia. Od tamtej pory moje urodziny kojarzą mi się ze smutkiem, żalem, strachem i niepokojem. W dodatku czułam się jakby miało się coś wydarzyć. Oby to była tylko moja wyobraźnia. Z tęsknotą czekałam na to jak moi bracia wrócą z ziem Imperium Osmańskiego do którego się udali jako wysłannicy księcia Bawarii. Żadna wojna nie jest nam teraz potrzebna zwłaszcza gdy niebezpiecznie zbliżyli się do Austrii po zdobyciu Węgier. Ostatnie czego nam trzeba to huczna zabawa, ale tradycja to tradycja. Nastał ten dzień a po nich ani śladu. Nie ma ich prawie dwa miesiące. Zaczynam się martwić. Oby nic złego się nie stało. Jak zwykle każdego poranka wyszłam na spacer by pooddychać świeżym powietrzem. Nienawidziłam siedzieć w zamku. Chciałam bym się gdzieś wybrać zwiedzić kawałek świata. Jednak księżniczce to nie przystoi. Mówią w koło. Ale ja ich nie słucham. Sama ustalam własne zasady. Papa nigdy by nie pozwolił bym czuła się nieszczęśliwie. Ale nie ośmieliłam się go nigdy o to prosić. Od czasu śmierci mamy boi się mnie puścić samą na dłuższe odległości. Może dlatego że bardzo ją przypomniałam. Mając jej czerwone włosy i zielone oczy. Stąd się wzięło moje imię. Cerise po francusku znaczy wiśnia, czereśnia. A mój odcień włosów był idealny z kolorem tych owoców. Ten bal miał być wyjątkowy jeszcze z innego powodu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, dziś książę Carlos, bratanek króla Hiszpanii poprosi dziś o moją rękę. Nie wiem czemu ale na samą myśl na moje policzki wychodzą rumieńce. Nikt się może tego nie domyślał, lecz my się znaliśmy. Bardzo długo pisaliśmy wzajemnie listy. Było w nich pełno jego uczuć i jego wrażliwości artystycznej. Kilka razy nawet widzieliśmy się ukradkiem gdy on przybywał w odwiedziny na dwór cesarza austryjackiego, swego wuja. Były to bardzo interesujące spotkania. Jednak do tej pory ani razu nie skradł mi pocałunku. Tak bardzo chciałam ogłosić światu naszą miłość. Jednak muszę być cierpliwa. Dziś wszystko się zmieni i tylko dlatego jest we mnie promień radości. Wróciłam więc do zamku i rozpoczęłam przygotowania. Żałuję że ci dwaj.... nie zdążyli. To już nie będzie to samo. Rozbrzmiał Walc i wówczas rozpoczęły się tańce. Carlosa jeszcze nie było temu po cichu wymknęłam się na balkon by pooddychać świeżym powietrzem. Niespodziewanie usłyszałam kroki obcasów uderzających o podłogę. Serce mi prawie stanęło gdy zobaczyłam te znajome oczy. Zdołałam tylko to z siebie wydusić: 
-Hola Carlos.
-Hola Cerise. - odpowiedział kłaniając się i całując moją dłoń na przywitanie. - Zatańczysz że mną ma cherie?
-Tak. - wydusiłam z siebie szeptem i już po chwili wirowaliśmy wśród innych par. Byłam szczęśliwa. Jednak za chwilę miało się to zmienić. Gdy skończyliśmy tańczyć niespodziewanie mój ojciec stanął jakby chciał coś ogłosić,lecz... Do sali jak nawałnica wpadł poseł z ... Konstantynopola!
-Czego tu chcesz?! - mój ojciec był bardzo rozgniewany.
-Uspokój się władco Bawarii jeśli chcesz jeszcze zobaczyć swych synów.
-Co im zrobiliście?!
-Jeszcze nic. Siedzą w więzieniu.
-Za co? Macie och natychmiast wypuścić?!
-To niemożliwe królu Wilhelmie. Obrazili naszego księcia i muszą zostać ukarani. Chyba że....
-Chyba że co? - spytałam włączając się do dyskusji.
Nie mogłam w to uwierzyć. Moi bracia w niewoli. Ci przeklęci barbarzyńcy!!!
-Chyba że ktoś zgodzi się zająć ich miejsce.
Wśród gości zapanował gwar i setki rozmów.
-Macie czas do wschodu słońca. Wszystkiego najlepszego księżniczko. - zwrócił się w moją stronę.
Patrzyłem na niego tylko okrutnym wzrokiem. Na nic więcej nie zasługiwał. Szybko się pozbierałam i opuściłam sale uciekając do mojej komnaty. Co robić? Wilhelm i Albrecht są zdani na ich łaskę. Z moich oczu pociekły łzy. To się nie może tak skończyć. Gdyby mama tu była wiedziała by co robić. Jednak jej tu nie ma. Jestem tu ja... Sama. Muszę coś wymyślić. Oni muszą wrócić. Stanelam przy oknie i wpatrywałam się w Księżyc w pełni. Już wiem. Poseł mówił że ktoś musi ich zastąpić. Niech to będę ja. Nasz kraj potrzebuje nastepcy. Ja jestem zbędna jako dziewczyna. Przynajmniej tak mogę pomóc. Co postanowiłam tak zrobiłam. Przebrałam się z sukni balowej w podróżną, narzuciłam na głowę kaptur od peleryny i po cichu wyślizgnęłam się z pałacu. Zostawiłam w swej komnacie list pożegnalny, gdzie jestem i co zrobiłam i żebyy się nie martwili o mnie. Gdy dotarłam do portu on już stał na przystani i czekał.
-Kto by się spodziewał że odwiedzi nas sama księżniczka.
-Jestem tu by uratować swych braci. Dziś ja chcę zająć och miejsce.
-Co za szlachetne z twojej strony. Nie wierzę że ten tchórzliwy król się na to zgodził.
-Mój ojciec o niczym nie wie. Wypuść ich.
-Jak panienka karze! - i zaśmiał się upiornie.
Weszłam na statek gdzie stanelam przy rufie i wpatrywałam się w horyzont.
-Gdy dopłyniemy do Imperium Osmańskiego oni będę już wolni.
-Co się że mną stanie?
-Jesteś w tej chwili zakładniczką. Zostaniesz umieszczona w pałacu księcia którego twoi bracia obrazili. Nie martw się. Niewolnicą nie zostaniesz chyba że sama będziesz chciała gdy zakochasz się w księciu.
-Zamknij się. Kiepski żart! - krzyknęłam po turecku.
-Znasz nasz język? - spytał ja po turecku.
-Tak. Oprócz tego znam francuski, niemiecki, hiszpański i angielski oraz polski. A także trochę perski.
-Umiesz coś jeszcze rozpieszczona panienko.
-Jak mnie nazwałeś? - wyjęłam sztylet ukryty bardzo dobrze pod moją peleryna i przyłożyłam mu go do gardła
-Odłóż to dziewczyno zanim zrobisz komuś krzywdę.
-Możesz mi wierzyć lub nie ale wychowałam się wśród moich braci. Nauczyli mnie jak używać mieczas, sztyletu i łuku. Umiem jeździć konno i nie raz brałam udział w polowaniu. Uwielbiam również rysować zwłaszcza martwa naturę. - wyszeptał nu do ucha i go puściłam.
-Nie mów o mnie źle gdy mnie nie znasz. - rzekłam patrząc jak wschodzi słońce. Statek odpłynął. Czekam tylko co mi przyniesie los tam hen daleko.

niedziela, 15 maja 2016

Miłość niezgodna z historią cz.I

                                                      Sułtan Sulejman kazał wezwać do stolicy wszystkich swoich synów. Nikt nie wiedział o co chodzi. Jednak Gevherhan się cieszyła. Bardzo chciała zwiedzić stolicę. Ostatnio była w niej gdy była mała i nie za wiele pamięta. Na miejscy wszystko się wydało. Sułtan wyrusza na wojnę. Chce zabrać ze sobą Cihangira i Selima. Mustafa ma zostać w swojej prowincji. Namiestnikiem zaś mianował Bajazyda. Co było dla wszystkich pewnym zdziwieniem, lecz Mihrimah i Hurrem cieszyły się z takiego obrotu sprawy.



Minęło kilka dni....

Sułtan z synami i wraz z wojskiem opuścili stolicę i ruszyli na podbój Włoch. W pałacu został tylko Bajazyd. Jutro miał dołączyć do niego jego najstarszy syn, który nie przyjechał z resztą rodzeństwa i z matką. Gevherhan nie znała go. Szczerze mówiąc nikogo nie znała oprócz kuzynki Humasah z którą ma na pieńku od bardzo dawna. Dziewczyny nienawidzą się nawzajem. Gdyby mogły to by się chyba nawzajem by pozabijały. To była dobra okazja by coś zmienić. Jej siostry: Sah i Esmahan nie podzielały jej poglądu na świat. Ona była ich zupełnym przeciwieństwem. To z nią było zawsze najwięcej problemów. Od dziecka jej strażnik potajemnie uczył ją walki mieczem. Wiele razy wymykała się do lasku za pałacykiem w Manisie gdzie ćwiczyła rzucanie sztyletem do celu. Z pałacyku uciekała wiele razy m.in do miasteczka które zna jak własną kieszeń. Nawet była kilka razy za granicą Imperium Osmańskiego. Niestety sprowadzano ją...... siłą.Teraz będzie jej łatwiej. Jej matka nawet o niektórych rzeczach nie wiedziała. A teraz wróćmy do tego dnia, w którym nastąpi zwrot akcji w życiu sułtanki Gevherhan. Akurat znów się wymknęła i w męskim przebraniu szła przez las. Niespodziewanie usłyszała tętent kopyt. Była zaskoczona. Narzuciła na siebie kaptur od peleryny i już chciała skoczyć w las by się ukryć, gdy poczuła na swoim ramieniu dłoń tajemniczego jeźdźca. Przestraszona wyrwała się szybko i by pobiegła dalej,lecz gdy zrobiła krok ten złapał ją za ramię i obrócił tak, że stali twarzą w twarz. Jeszcze nigdy nie widziała tak czystych brązowych oczu, takich samych jak jej. On też miał na sobie kaptur, więc nie widziała do końca jak wygląda.
-Kim jesteś? - spytał niespodziewanie.
-Co cię to interesuje?! - odparła wyrywając się jak strzała.
-Aleś ty wygadana. Gdybyś wiedziała kim jestem to....
-Nie interesuje mnie to, nawet gdybyś był samym królem Hiszpanii.
-Kto cię tak wychował?
-Wyobraź sobie, że moja mama zbóju!
-Uważasz mnie za zbójcę?
-A kim niby innym możesz być?
-Uwierz mi, ale jesteś w błędzie. Na imię mi.... Mehmet.
-,,Czy on - idiota - myśli, że powiem mu jak mam na prawdę na imię? Niedoczekanie!" -  pomyślała. - Nadia. - podała imię służącej matki.
-Miło mi.
-A mnie nie.
-Co ty tu robisz?
-A ty? Zbójco!
-Pierwszy spytałem.
-Nie powiem ci.
-Czemu?
-Bo nie zadaje się z obcymi. - i już zniknęła mu z oczu.
On tylko pokręcił z niedowierzaniem głową, usiadł z powrotem na konia i pojechał przed siebie. W tym samym czasie Gevherhan biegła ile sił na skróty z powrotem do pałacu. Dzisiejsze spotkanie z tym tajemniczym jeźdźcem było dla niej nie do zapomnienia. Nie myślała teraz trzeźwo. Nie spotkała jeszcze takiego chłopaka jak on. Wszyscy byli zbyt onieśmieleni tym, że była córką księcia. W dodatku mogło to się dla nich źle skończyć. Tamten chłopak nie wiedział kim jest więc był sobą. W pewien sposób to dla niej było niezwykłe. Po raz pierwszy została potraktowana jak zwykła dziewczyna a nie jak jakaś ważna pani. Tylko dlatego, że się urodziła sułtanką jest kimś ważnym. Według niej ludzie powinni zdobywać zaszczyty poprzez to co zrobili a nie tylko dlatego, że się tacy urodzili. Nie znosiła tych wszystkich zasad. Dlaczego nie mogła być sobą? Nie wiedziała. Chciała się przeciwstawić losowi, dlatego ciągle łamała zakazy ojca. Po to były sprzeciwy i ucieczki. By pokazać, że to ona kieruje swym losem. A na pewno nie wyjdzie za mąż za pierwszego lepszego człowieka by mógł wspierać jej ojca. Co to to nie! Szybko się przebrała w suknie by nikt niczego nie podejrzewał. Gdy z powrotem nałożyła kolczyki, niespodziewanie do jej komnaty weszła prawdziwa Nadia.
-Sultan.... - ukłoniła się.
-O co chodzi?
-Twoja matka cię wzywa.
W tej chwili brunetka przestraszyła się nie na żarty. Czyżby jej matka, sułtanka Nurbanu dowiedziała się o jej dzisiejszej ekspadzie.
-Coś się stało? - spytała lekko zaniepokojona.
-Przyjechał sehzade Orhan. Jest już w komnacie sułtana razem z twoimi siostrami.
-Już idę.
Gdy kobieta wyszła, ona odetchnęła z ulgą. Jej wyjścia nadał pozostaną w tajemnicy. To była ta dobra wiadomość. Teraz nadszedł czas by poznała swojego o trzy lata starszego kuzyna. Złapała kilka wdechów i opanowana poszła we właściwe miejsce. Zapukała i gdy usłyszała zaproszenie weszła do środka. W środku były już jej siostry: Sah i Esmahan; jej matka - sułtanka Nurbanu; sehzade Bajazyd, jego żona sułtanka Huricihan, oraz on. Stał odwrócony do niej tyłem, więc nie widziała jego twarzy. Jej matka była zajęta rozmową z swoimi dwoma pozostałymi córkami i nie zauważyła jej.
-Gevherhan. - rzekł Bajazyd.
-Sehzade.......Sultan. - ukłoniła się, witając się z nimi.
Wówczas niespodziewanie chłopak odwrócił się i aż stanęła jak przysłowiowy słup soli. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jak to było możliwe. Teraz! W takim momencie!? Czy los sobie z niej kpi?! To było on! Człowiek którego wzięła za zbójcę to sehzade!? Widziała z jego oczach, że go też to spotkanie zaskoczyło. Widziała jak w kąciku ust uśmiechnął się chytrze. Więc ją tez poznał. Ale....... Czy to znaczy? Że ją teraz wyda? Jeśli to zrobi to marny jego żywot! Będzie miał do czynienia z wkurzoną Gevherhan. Niech lepiej do tego nie dopuści. Jednak on szybko opanował się i wyglądał jakby to było ich pierwsze spotkanie. Postanowiła pójść za ciosem i przyjąć taką samą taktykę jak on.
-Gevherhan....To mój najstraszy syn, Orhan. Orhanie..... to twoja kuzynka - Gevherhan - nastrasza córka mojego brata Selima - było słychać, że ostatnie słowa ledwo przechodzą mu przez gardło.
-Miło mi ciebie poznać sultanko.
-Ciebie również książę.
-,,Muszę znaleźć jakąś wymówkę by stąd jak najszybciej wyjść." - myślała rozpaczliwie rozglądając się na boki.
-Coś się stało? - spytała niespodziewanie Huricihan widząc dziwne zachowanie córki swojego kuzyna.
-Nie czuje się najlepiej. Pójdę już. Za pozwoleniem. - ukłoniła się i wyszła idąc do ogrodu.
Tam zaszyła się w miejscu, które sobie upodobała. Był to kawałek ogrodu, odizolowany od reszty ogrodów przy pałacu. I to było jej na rękę. Usiadła w trawie trzymając w ręku sztylet z wygrawerowanymi jej inicjałami G.S na rączce. Przełożyła go do prawe ręki i rzuciła. Lubiła robić to co chłopacy i się tego nie wstydziła. Nie lubiła tego bogactwa i przepychu. Wolała być prawdziwą sobą. Kiedyś jej babcia - sułtanka Hurrem, żartowała, że powinna się urodzić chłopcem a nie dziewczynką. Ile racji w tym miała. Nie musiała by znosić tyle zakazów i nakazów, tylko dlatego, że była przedstawicielką płci pięknej. Miała dość tak nierównego traktowania. Przypominała sobie twarze każdej z osób które ją z tego powodu wyśmiewały i próbowały spróbować sprowadzić na ziemię. Za każdym razem trafiała w środek drzewa. Niespodziewanie usłyszała kroki. Zdezorientowana szybko się poderwała i poszła przed siebie aż weszła w las. Zwolniła dopiero gdy doszła do polanki. Miała nadzieję, że to tylko wyobraźnia zaczyna płatać jej figle.
-Myślałem, że się źle czujesz?
Zaskoczona poskoczyła.
-Przestraszyłeś mnie.
-To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
-Nie. Wybacz. Myślałam, że jest tu sama.
-Widać każdy z nas się pomylił.
-Co cię tu sprowadza?
-Twoja matka cię szuka.
-Niech szuka, wrócę za jakiś czas. Jak mnie znalazłeś w ogrodzie? Nikt nie wie o tej części.
-Poszedłem za dźwiękiem. Słyszałem świsty sztyletu oraz uderzenia o drzewo. Zainteresowany podszedłem i zobaczyłem ciebie.
Nie wiedziała co ma odpowiedzieć.
-To chyba jest twoje. - podał jej broń.
-Tak...... Dzięki. Możesz już teraz pójść sobie?
-Nie.
-Czemu?
-Bo chcę cię lepiej poznać.
-Jak to?
-Nie spotkałem jeszcze takiej dziewczyny jak ty.
-To znaczy dziwnej i nienormalnej?
-Nie. Odważnej i walecznej.
Nie wiedziała czemu, ale nie umiała powstrzymać rumieńca który przykrył jej policzki.
-Może chcesz się przejść Mehmecie?
-Oczywiście Nadio.
I oboje się zaśmiali. Szli już lasem jakiś czas. A pomiędzy nimi jakiś rodzaj ciszy.
W jego obecności jej serce biło mocniej i szybciej niż zazwyczaj. Czuła się jakoś dziwnie w jego obecności. Co się z nią działo?!

Wpis#1

Hejka :)
Jestem wielbicielką serialu Wspaniałe stulecie. Tyle śmiechu, strachu i wylanych łez oraz połamanych ołówków :)
W serialu było wiele wątków które bardzo mnie zaciekawiły. A gdyby niektóre sytuacje rozegrały się inaczej?
Na tym blogu będę pisała różne opowiadania i o różnych rzeczach które się nigdy nie wydarzyły w rzeczywistości w historii.
Wszystko będzie wymyślone tylko postacie niektóre będą autentyczne.
Mam nadzieję, że odmienione losy niektórych bohaterów przypadnie wam do gustu. :)